poniedziałek, 9 marca 2020

Poćitelj w Bośni i Hercegovinie - lipiec 1972

______________________________________________________________________________________________________________________

W stronę lądu MOSTAR ze sławnym na cały świat mostem o wysokości 40 m, w stronę morza święte miejsce MEDJUGORJE. 
Poćitelj leży gdzieś pośrodku... Z lewej strony rzeki Neretve.
Dawniej osada turecka, dziś hotel w skansenie starych tureckich domków, z meczetem i ...riuinami zamku.


Przepiękne miejsce, którego uroku w tamtym czasie nie doceniłam...
Było lato, nie udało nam się załatwić na ten czas kontraktu nad Adriatykiem, a to morze było moją największą miłością ( i chyba jest do dzisiaj...). Więc zimna rzeka nie zastąpiła mi Adriatyku. A szkoda, bo dziś widzę, że to miejsce jest przepiękne...

https://pl.wikipedia.org/wiki/Po%C4%8Ditelj



Niestety, nie miałam wtedy cyfrowego aparatu... 
Nie miałam ruchomej kamery, a cały mój fotograficzny majątek to była ruska zorka C, robiona na wzór niemieckiej laiki, ale była do niczego i do tego zacinała klisze, więc zdjęcia i filmy tu zamieszczone są z internetu wzięte.



Większość tych filmów jest robiona z drona.

Tutaj miałam mojego pierwszego w życiu kota, dzieci znalazły w kukurydzy, w piasku piszczącego kociaka, jeszcze tylko z jednym okiem otwartym. Matki nigdzie nie było, więc musiałam się zająć maleństwem. Była tak głodna, że jak dawałam jej mleko przez pipetkę, mało jej nie zgryzła.
Uznała mnie za swoją mamę i kto nie wziąłby jej na ręce, zawsze schodziła mu z kolan i z poniesionym ogonkiem, wysoko podnosząc łapki przez cały pokój maszerowała do mnie i wdrapywała mi się na kolana. Spała pod moją brodą. Wszyscy mówili na nią Kot.
Była w kolorach tortoiseshell. Pewnie tak wyglądała, gdy już dorosła.

Image result for tortoiseshell kot

Miałam ją potem jeszcze na campingu w Mośćenićkiej Dradze, mieszkała ze mną w namiocie i była ulubienicą całego campingu. Potem w Opatii, w Villi Ariston jeszcze była ze mną, ale jak dostałyśmy kontrakt do luksusowego hotelu na wyspie Rab, musiałam szukać jej miejsca do życia, bo dyrektor wywaliłby mnie razem z kotem. Do miłych nie należał.( Potem jak moja mama przychodziła do hotelu z wizytą sprawdził, czy nie ma bomby w torebce. Hahahhaha...)
Przygarnęła ją gospodyni, u której w garażu, mieszkając na campingu 2 tygodnie, trzymałyśmy aparaturę. Została więc w Mośćenickiej Dradze.
Z Bośni zawędrowała do Chorwacji.



Bardzo nostalgiczny opis osady...
https://basiaacappella.wordpress.com/2018/11/15/pocitelj/



Dziś, gdybym tam była w dzisiejszych czasach, narobiłabym tysiące fantastycznych zdjęć, tyle tam cudownych miejsc, góry i rzeka Neretva...
To niesprawiedliwe, urodziłam się co najmniej 50 lat za wcześnie. Bo dopiero dzisiejsza technika pozwala mi robić to, co chcę.
To samo z muzyką. Powinnam była grać na keybordach mając lat dwadzieścia, a nie zaczynać mając czterdzieści kilka. Fortepian nie mógł oddać tego co chciałam zagrać.


Koło potureckiej łaźni w starym domu zrobiono stylową restaurację, w której grałyśmy co wieczór... 
Dla gości, dla przejezdnych i dla miejscowych.



Piękny opis Poćitelja dziś, przeczytajcie...

"Mowa o zabytkowym miasteczku usytuowanym na górskim zboczu, które obecnie oczekuje na wpis na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Większość budynków pochodzi z czasów panowania tureckiego (XV-XVII wiek) i tworzy harmonijną całość o nieeuropejskiej charakterystyce – tym ciekawsze dla polskiego turysty."


więcej: 
https://podroze.se.pl/wasze-wyprawy/relacje/relacja/bosnia-i-hercegowina-cz2-pocitelj-mostar-blagaj-ne,3681/



Mieszkałam w jednym z hotelowych pokoi przez dwa miesiące. Łóżko przysunięte do ściany. Gdy wyjeżdżałyśmy, pakując się odsunęłam łóżko, żeby sprawdzić czy nic tam mi nie spadło. 
I ...zobaczyłam jak rześko wymaszerowały spod mojego łóżka dwa skorpiony.
One też gdzieś wyjeżdżały...


Zamek ma swoją historię... 
Mieszkańcy opowiadali z dumą, że kręcili tu film z Giną Lolobrigidą i Jean Marais.
Stoi na dość wysokiej górce. 

Chłopiec Boban, z którym się tam zaprzyjaźniłam (wyglądał prawie identycznie jak Georg Harrison z Beatles'ów), mieszkał w Zenicy, a w Poćilelju budował sobie dom, pamiętał mnie sprzed dwóch lat jak tam grałyśmy ( Zenica), bo przychodził na nasze granie codziennie. Ja go nie zapamiętałam, a on właśnie teraz był tutaj i koniecznie chciał, żebym podziwiała widok na Poćitelj z góry. 😏

A ponieważ zawsze ciężko mi było pod górkę, więc wepchał mnie (dosłownie!!!)... hm... ja wyżej, on niżej, ręce na mojej pupie... Mało nie pękliśmy ze śmiechu już na szczycie. 
Zmęczył się okrutnie, ale jemu zawdzięczam, rzeczywiście przepiękny widok, jaki roztaczał się z zamku i jaki dziś sfotografowano wiele razy dronem.



Z przerażeniem czytam, że w czasie wojny zabito wielu mieszkańców Poćitelja i zniszczono zabytki. Ta bezsensowna wojna zabiła wielu dobrych ludzi...
Zabytki - większość odbudowano, ale życia nikomu się nie zwróci.
Jeden z kolegów, Leszek perkusista, ożenił się i został w Mostarze. Nie wiem, czy udało mu się przeżyć tę wojnę...




Tu spotkaliśmy ( bo niedaleko w Ćaplina grali nasi koledzy, polski zespół i ponieważ było kilka kilometrów tylko, odwiedzali nas na piechotę ) konstruktora dziwnego instrumentu, który nazwał dryndafonem. ( Chyba od dryndania...) Klawiatura była z igieł do szycia, miała jakieś dziwne przewody... 
Trzeba było grając na tym nagrywać na taśmę i dopiero potem słuchać. Dawało to nawet ciekawe efekty...



Facet był jak hippi i filozof jednocześnie, mieszkał tam na stałe. 
Dryndafon wysłał do Johna Lennona, który zainteresował się tym projektem, ale o ile wiem, dalej do niczego nie doszło.



W moją ostanią noc w Poćitelju wybraliśmy się z Bobanem na spacer szosą pustą zupełnie w nocy i tam odtańczyliśmy na środku drogi! w świetle księżyca, w wielkich susach taniec, hahahahaha... jakiś foxtrot, połączony z tangiem z przechyłem...
No.... takie było wtedy nasze życie, spotykasz kogoś, zaprzyjaźniasz się i ...odjeżdżasz w nowe miejsce. Chociaż ci żal... 
Czasem na drugi koniec Jugosławii....
A tam, już nie masz czasu myśleć o dawnych znajomych, którzy zostali w swoich miastach i mają jakieś swoje stałe życia...

Ale okazuje się, że oni o nas nie zapomnieli.
Basistka była w Poćitelju, chyba już w początku tego wieku. I podszedł do niej starszy mężczyzna, pytając czy grała tu kiedyś...
Gdy potwierdziła, że tak, uściskał ją serdecznie i powiedział, że nigdy nas nie zapomnieli.
Jedyny żeński zespół jaki grał wtedy w Jugosławii... 



Górka jak widać niska nie była... ;) 
Tu zdjęcie dzisiejsze i ...wczorajsze...


Widok z naszego okna, gdzie mieszkałyśmy. Zdjęcia z ruskiej zorki, więc niestety.... Ale dowód, że byłam...


Stoję przed wejściem do restauracji, w której grałyśmy.



KOT albo raczej koteczka...

Pewnie na drugi dzień jak mi ją dzieci przyniosły. Mniejsza od mojej ręki.

I jakaś kochana koza tam się znalazła...







A to my: z lewej: Leszek perkusista i Bogna też perkusistka (kiedyś grała również u M. Fogga), potem Miecio z Gdańska, kiedyś doskonały trębacz jazzowy, Dziuńka basistka i Kazio basista, z tyłu Ada organistka. Ja robię zdjęcie...


Zdjęcia z tego czasu, z wycieczki na Święty Stefan i do Budvy - siedzimy przy stole... Przy tej niezdrowej i jakże wtedy modnej coca coli... 😏
______________________________________________________________________________________________

Brak komentarzy: